Kiedy zaczęło się zamknięcie, wszyscy byliśmy w ekscytacji.

Dobra, nie wszyscy.

Jednak wśród rozmaitych nastrojów wspólnotowo podzielanych pojawił się i ten: oto jesteśmy w czasie niezwykłym, w czasie przemiany i wyzwania.

Ten czas na początku był dość powszechnie nazywany czasem zarazy i pojawiło się wtedy wiele odniesień do znanych już opowieści. Przeżywaliśmy więc Miłość w czasach zarazy (hej, kto by nie chciał być w tej historii?). Zgłaszaliśmy się do udziału w Dekameronie i rozmaitych jego odmianach (Toskania + czarujące towarzystwo + wino + śmiałe i zabawne erotyczne opowieści – to też nie brzmi źle).

Od tamtego poruszenia upłynęło sporo dni (tygodni) i ekscytacja przerodziła się w mozół. W tak zwanym międzyczasie wiele i wielu z nas straciło pracę. Straciliśmy możliwość chodzenia po parkach, bulwarach i lasach oraz ją odzyskaliśmy. Początkowo mieliśmy możliwość poruszania się po ulicach bez zawoju na twarzy i nosie, ale ją utraciliśmy na rzecz maseczkowego reżimu, który zelżał właśnie teraz – w momencie przyrostu zachorowań. Niezmiennie zamknięte pozostają szkoły i uniwersytety. Dzieci poniżej lat trzynastu pozostawały przez kilku tygodni w stanie całkowitego ubezwłasnowolnienia (dwunastolatek nie mógł samodzielnie wyprowadzić psa). Włosy na naszych głowach szalały kolorami i skrętami. Nasze ciała znieruchomiały (i ujawniły najdelikatniej mówiąc – cały swój potencjał rozrostu).

Mieliśmy też opowiedzieć wszystko do internetu.

Z cechującej się jednak pewnym potencjałem fazy heroiczno-fabularnej zwanej czasem zarazy przeszliśmy do prozaicznej kwarantanny: stanu ni to choroby, ni to zdrowia. Czekania, zawieszenia bez obietnicy zmiany i rozstrzygnięcia. Wyszło na to, że siedzimy na walizkach w poczekalni dworca, do którego nigdy nie dociągnięto torów, bo znajduje się ten dworzec w szczerym polu. Dobra, może być lotnisko bez dojazdu i pasów. Na jedno wychodzi: przeczekiwanie, zawieszenie, bez zmagania, bez wielkiej bitwy – ot takie coś, co można nazwać życiem przeciekającym przez palce.

Ten czas wykształcił jednak swoje własne historie, swoje własne opowieści. Próbuję je tutaj uporządkować (na pewno mnóstwo wątków przeoczyłam).

O czym się mówi? Jak się opowiada o teraźniejszych stanach i zdarzeniach? Jakie historie krążą, są podejmowane i przepowiadane?

Myślę o tych historiach, bo po prostu s ą. Jednak pokazują się nam one nie tylko jako coś, co się wydarza, ale też jako coś, o czym się mówi i pisze.  Do ogromnego wysiłku performerskiego, podejmowanego przez tak wiele osób (dziesiątki filmików w internecie, nagranych domową kamerką), dokładam wątek, który jakoś jestem w stanie podjąć i trzymać: rejestrowanie i wysiłek zapamiętywania tego czasu i jego przygód. Po to, by móc opowiadać czym on był; a nawet jeśli nie opowiadać – to przynajmniej móc go pamiętać i przywoływać obrazy, które przyniósł.

Katalog:

Opowieści Ziemi

a) Ziemia odetchnęła. Na skutek wynikających z pandemii ograniczeń ludzie z mniejszą intensywnością się przemieszczają. W wyniku tego zmniejszyła się sejsmiczna aktywność globu (o 30%), czyli planeta przestała drgać tak bardzo. Skutki pandemii widać więc ze środka Ziemi i z kosmosu. Jedna i druga perspektywa jest dobrym punktem wyjścia do opowieści.

b) Zwierzęta wróciły. Wody rzek i miejskich kanałów stały się przejrzyste. Odpoczywa Pełtew we Lwowie, a szmaragdowymi kanałami Wenecji podobno pływają delfiny. Dziki bawiły się (dziko oczywiście) na placu zabaw w Olsztynie. Niedźwiedzie patrole szalały w Bieszczadach. Wilcy wyli i wróciły żółwie błotne. Jeleniowate zeżarły herb Zakopanego (na oczach ludzi!), w Parku Skaryszewskim grasował łoś. Gdzieś (już nie pamiętam, gdzie) jakieś rzadkie żółwie odbyły lęg na plaży. Zwierzęcych objawień/okazań/powrotów jest bardzo dużo, a powtarzalność tych wątków świadczy o potrzebie opowieści o tym, że pandemia dała nam szanse na pokojowe wycofanie się z zajmowanych pozycji eksploatatorów ziemi i bezwstydnych konsumentów jej dóbr. Opowieść o pandemii jest więc kontrastem do opowieści o wojnach (w wyniku których świat naturalny zawsze cierpi i jest niszczony).

Włączę tu jednak lokalną perspektywę: w czasie pandemii zaliczyliśmy w Polsce katastrofalny pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego. W efekcie suszy oraz ludzkiej głupoty (wypalanie łąk) spłonęło ok. 6000 ha – to też jest opowieść czasu kwarantanny.

Tak czy tak – piękne są te historie o powrotach zwierząt i uwodząca nadzieja, która jest ich przesłaniem. Całkiem jakbyśmy wierzyli, że teraz będzie już dobrze, bo pandemia rozwiązała za nas kryzys klimatyczny (niestety nie rozwiązała).  Mimo tych wszystkich wątpliwości – zbiór nowel, obrazków, wzruszeń pod tytułem „Ten dziwny rok, w którym wróciły zwierzęta” pewnie z nami zostanie.

Bohaterki i bohaterowie

a) Opowieść o czułej przewodniczce. Nie ma chyba dobrego słowa na określenie tego nowego typu przewodnictwa i liderstwa politycznego, którego ikoną stała się Jacinda Ardern, premierka Nowej Zelandii. Kompetencja i empatia, skuteczność i czułość. Okazało się, że (uwaga: fajerwerk!), że nowym skutecznym liderem jest liderka. Prywatna, żywa, otwarta, silna, obecna w świecie i rozumiejąca różne sposoby obecności, współczująca, solidarna i komunikatywna. Konferencje prasowe dla dzieci w wykonaniu skandynawskich ministerek edukacji, orędzia królowej Elżbiety czy Angeli Merkel – które odwoływały się do solidarności, odpowiedzialności, pracy, znaczenia więzi, a nie do metafor militarnych – składają się także na obraz nowego typu przywództwa. To jest nieoczywista zmiana zasługująca na opowieść (trudną do narracyjnego uporządkowania). Trzeba by przemontować wiele schematów narracyjnych – skoro bohaterem naszych czasów jest bohaterka.

b) Opowieść o bohaterze wielkim. To dziwne uczucie, dziwne dla opowiadaczki i dezorientujące: głupi brat nie tylko nie ma braci, ale pozostaje głupi i żadna próba tego nie zmienia. Niby jest wezwanie do przygody, zadanie do podjęcia, czyn do spełnienia. To się nie wydarzy, bo bohater wielki naszych czasów po prostu wie, jak jest. Wie, jak jest i uporczywie powtarza to swoje „wiem”. Jego głupota i arogancja są nieograniczone i niszczące. Jeśli spoglądamy na męskich liderów naszych wspólnot politycznych – tak to wygląda. Lokalną, polską opowieść zostawiłabym jednak Patrykowi Vedze, amerykańską – Quentinowi Tarantino, bo może to nie jest zadanie dla opowiadaczy. A może jest.

Starość

a) Starość stara i samotna – to opowieść o bezimiennych „starych ludziach” i ich samotnej śmierci. Niby nic nowego – w naszej kulturze i starość, i śmierć znalazły się na marginesie języka (bo przecież nie doświadczenia). To są właśnie te rzeczy, o których nie mówimy. Czas kwarantanny zaprasza do konfrontacji z tymi tematami – starsi ludzie trzymający tablety, za pomocą których podobno możliwy jest k o n t a k t. Pogrzeby, które także na długi czas stały się z d a l n e, transmitowane, oglądane.

b) Starość cudowna to z pewnością stulatek Tom Moore z Wielkiej Brytanii, sędziwy acz dziarski weteran wojenny, który zorganizował akcję pomocową/zbiórkę w całym kraju. W jej wyniku brytyjska służba zdrowia została zasilona milionami funtów, a organizator otrzymał od królowej tytuł szlachecki. Odmianą wątku o starości cudownej są opowieści „nadzwyczajnych przeżyć” – czyli te, w których uczestnicy licznych powstań minionych wieków, dawnych wojen i zrywów dają odpór covidowi-19 i wychodzą ze szpitala jako triumfujący ozdrowieńcy – jak Maria Branyas z Katalonii (przeżyła epidemię hiszpanki i covid też musiał odpuścić) czy pani Teresa z Kędzierzyna-Koźla, 103-latka, najstarsza ozdrowieńczyni w Polsce, o której służby medyczne słusznie powiedziały: „ma w sobie dość sporo energii”.

To jest oczywiście o różnych rzeczach: o nadziei, że człowiek wyjdzie z każdej sytuacji, nawet jeśli został przeznaczony na śmierć (przecież starsi ludzie są w grupie najwyższego ryzyka). O tym, że może jesteśmy wieczni (bo jeśli kogoś nie zmogły hiszpanka i korona – to chyba już będzie żyć wiecznie). O potrzebie współistnienia wielu pokoleń (cała nadzieja w weteranach – dokładnie ten wątek mamy w ostatnich „Gwiezdnych wojnach” zrealizowanych przecież przed pandemią). I pewnie o paru jeszcze innych rzeczach, które nie przychodzą mi do głowy.

Inne inicjacje

Wszystkie wątki, które tutaj zebrałam mają swoje odzwierciedlenia w tekstach prasowych, audycjach telewizyjnych i radiowych czy wypowiedziach w mediach społecznościowych. Pewnie równie ciekawe są opowieści dotyczące innych niż śmierć progów inicjacyjnych: „wesela w czasach zarazy”, „poród w kwarantannie”, „matura w zamknięciu”. Nie za dużo się o tym mówi, ale materiał wspaniały na pewno jest i tutaj. Warto nasłuchiwać 

 

.