Śniło mi się, że Balzac spędzał z nami święta Bożego Narodzenia. Był w tej swojej niedopiętej koszuli z najbardziej znanego obrazka. Długo przesiadywał w łazience. Interesował się śniegiem i potrawami z grzybów.
Martwiliśmy się trochę, że nikt z nas nie zna żadnej jego powieści i że to będzie kłopot w rozmowie.
W końcu ktoś, chyba to był mój tato, powiedział, że przecież ten Balzac, który u nas jest, dopiero napisze wszystko to, co napisał i nie trzeba się tak przejmować. A ponieważ nie szło nam to „onore”, postanowiliśmy mówić do niego „Honku”.
Fajne to były święta, szkoda się było obudzić, zwłaszcza że 1 września.